Po sukcesie „Blade Runnera” bez wahania sięgnąłem po „Karaluchy”. To kryminalna opowieść o Harrym Hole, który otrzymał zadanie wytropienia zabójcy norweskiego ambasadora w Bangkoku. Przed wysłuchaniem nawet nie spojrzałem o czym jest – zaufałem reżyserowi.
To był mój błąd, nie ufa się czemuś, czego nawet pobieżnie się nie sprawdziło.
Jednak i tym razem ustrzeliłem perełkę, i chyba moje zaufanie wobec grupy aktorów pod przewodnictwem Krzysztofa Czeczota jeszcze bardziej wzrosło. Polecam każdemu jak tylko mogę. Bo co zrobić, gdy ktoś nie cierpi książek, a musi dać się wyżyć swojej fantazji? I bynajmniej nie chodzi o erotyki, choć zapewne i to w wykonaniu takiej paczki byłoby niesamowitym przeżyciem.